Zacznijmy od tego że kiedyś myślałam że wino to coś strasznie skomplikowanego i z nastawieniem o zabarwieniu pesymistycznym (to się na pewno nie uda) przystępowałam po raz pierwszy do swojej poważnej"produkcji". Czytałam na ten temat w jakiś wydawnictwach winiarskich i przerażały mnie nowe nieznane do tej pory i jakże tajemnicze określenia (np. moszcz, nastaw) oraz apteczne procedury. A tu się okazuje iż wystarczy mieć tylko baniak i szklaną rurkę - no i wino samo się robi. Pierwsze było z jeżyn - wyśmienite ale i bardzo wytrawne, z śliwek, z winogron, czereśni....
Smak i jakość wina zależą nie tylko od owoców - ale również od czasu nastawienia, drożdży, temperatury otoczenia i ilości cukru. Czyli każde wino inne...
Mnie to specjalnie nie przeszkadza, a jeszcze mniej przeszkadza mojemu szacownemu degustatorowi :) Ale jemu niewiele przeszkadza (chyba że wyjdzie ocet jak z tego wina winogronowego, no cóż )
Przy winie z róży nie trzeba się bawić w drylowanie co jest paskudną i niewdzięczną pracą, wystarczy tylko owoce ( ja je najpierw przemroziłam w zamrażarce) dokładnie umyć i pozbawić szypułek. Wrzucamy więc te owoce do gąsiorka i zalewamy wodą przegotowaną i osłodzoną (ok 25-30 dag cukru na litr wody). Zostawiamy na kilka dni aż się zszumuje(wytworzy się taki osad na powierzchni) i dodajemy drożdże winiarskie które możemy nabyć w prawie każdym sklepie z art gospodarstwa domowego jak również szczelny korek z rurką fermentacyjną do której trzeba wlać odrobinę wody aby powietrze nie dostawało się do środka a gaz który w środku baniaka powstanie mógł się wydobywać na zewnątrz. Taki nastaw umieszczamy w przytulnym i ciepłym kątku a on zaczyna nam udawać kapiący kran (taki drażniący odgłos bulkania do którego się można z czasem przyzwyczaić) Po 2-3 miesiącach gdy już przestanie pracować wino należy ściągnąć plastikową rurką do mniejszego gąsiorka , zatkać korkiem i poczekać znów kilka tygodni aż osad osiądzie a następnie zlać do butelek. Może brzmi strasznie ale jest to z czasem bardzo pasjonujące zajęcie a i wynik ciekawy.
Smak i jakość wina zależą nie tylko od owoców - ale również od czasu nastawienia, drożdży, temperatury otoczenia i ilości cukru. Czyli każde wino inne...
Mnie to specjalnie nie przeszkadza, a jeszcze mniej przeszkadza mojemu szacownemu degustatorowi :) Ale jemu niewiele przeszkadza (chyba że wyjdzie ocet jak z tego wina winogronowego, no cóż )
Przy winie z róży nie trzeba się bawić w drylowanie co jest paskudną i niewdzięczną pracą, wystarczy tylko owoce ( ja je najpierw przemroziłam w zamrażarce) dokładnie umyć i pozbawić szypułek. Wrzucamy więc te owoce do gąsiorka i zalewamy wodą przegotowaną i osłodzoną (ok 25-30 dag cukru na litr wody). Zostawiamy na kilka dni aż się zszumuje(wytworzy się taki osad na powierzchni) i dodajemy drożdże winiarskie które możemy nabyć w prawie każdym sklepie z art gospodarstwa domowego jak również szczelny korek z rurką fermentacyjną do której trzeba wlać odrobinę wody aby powietrze nie dostawało się do środka a gaz który w środku baniaka powstanie mógł się wydobywać na zewnątrz. Taki nastaw umieszczamy w przytulnym i ciepłym kątku a on zaczyna nam udawać kapiący kran (taki drażniący odgłos bulkania do którego się można z czasem przyzwyczaić) Po 2-3 miesiącach gdy już przestanie pracować wino należy ściągnąć plastikową rurką do mniejszego gąsiorka , zatkać korkiem i poczekać znów kilka tygodni aż osad osiądzie a następnie zlać do butelek. Może brzmi strasznie ale jest to z czasem bardzo pasjonujące zajęcie a i wynik ciekawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz